Facebook

 

Migawki

Kontakt

Urodziła się 16 października w 1890 roku w Corinaldo nad Adriatykiem w ubogiej, ale bardzo religijnej rodzinie. Rodzice Ludwik i Assunta z siedmiorgiem dzieci przeprowadzili się do Cascina Antica w pobliżu Nettuno, spodziewali się tam poprawy sytuacji materialnej. Zamieszkali w domu, w którym już mieszkał Aleksander Serenelli z ojcem. Mieszkali w oddzielnych pokojach, ale wspólnie pracowali, spożywali posiłki. Po roku uciążliwa praca i malaryczny klimat przyczyniły się do śmierci Ludwika. Wdowa i osierocone dzieci, zwłaszcza starsze zmuszone były do ciężkiej pracy. Marietta – tak do niej mówiono, z powodu biedy nie uczęszczała do szkoły, z tego też powodu mimo, że była przygotowana duchowo, rok dłużej czekała na Pierwszą Komunię świętą, przyjęła ją 29 maja 1902 roku w uroczystość Bożego Ciała.

 

Wobec wszystkich, także Aleksandra, była dobra, uczynna, życzliwa. Razem pracowali, on chodził z nią do kościoła w Nettuno, pierwszy pokazał jej morze i podarował muszlę - jak starszy brat. Usiłował zmylić jej czujność, ale nie była naiwna, ganiła go za to, że czytał książki i pisma pornograficzne – wyśmiewał ją. Bardzo się bała, gdy musiała sama zostawać w domu, nie mogła powiedzieć tego matce, gdyż ją szantażował. Jej obawy nie były bezpodstawne: 5 lipca 1902 roku jej matka ze starszymi synami pracowała na podwórzu przy młóceniu bobu, ojciec Aleksandra drzemał zamroczony alkoholem, Maria w domu pilnowała Teresy - swojej młodszej siostry, Aleksander usiłował dokonać gwałtu, ponieważ stanowczo się sprzeciwiła, zadał jej 14 ciosów nożem (zaostrzył go poprzedniego dnia). Przewieziono ją do szpitala, jednak nie zdołano jej uratować. Konała całą dobę i bardzo cierpiała. Przed śmiercią przebaczyła Aleksandrowi, wyspowiadała się i przyjęła Komunię św. Zmarła 6 lipca w pierwszą sobotę miesiąca.

 

Matka zabójcy była psychicznie chora, gdy Aleksander był niemowlęciem chciała utopić go w studni, uratował go starszy brat. W pewnym momencie życia znalazła się w zakładzie dla umysłowo chorych, podobnie jak jeden z braci Aleksandra, ojciec popadł w alkoholizm. Rodzina była bardzo biedna, Aleksander od dziecka ciężko pracował, min. pomagał rybakom. Nikt nie zajmował się jego wychowaniem, zostawiony był sam sobie.

 

Aleksander Serenelli w testamencie napisał: „Jestem już stary, prawie osiemdziesięcioletni, u schyłku życia. Spoglądając na moją przeszłość, muszę stwierdzić, że w mojej młodości wszedłem na złą drogę. (…) Miałem obok siebie osoby wierzące, żyjące zgodnie z wiarą, ale nie doceniałem ich rad ani przykładu, zaślepiony lekturą, lekkością trybu życia sprowadzającego mnie na złą drogę. Mając dwadzieścia lat, w przypływie namiętności dopuściłem się zbrodni. Obecnie wzdrygam się na samą myśl o tym. Maria Goretti teraz już święta, była jakby dobrym aniołem dla mnie, przysłanym przez Opatrzność Bożą, aby mnie ratować. Jeszcze teraz słyszę w sercu moim słowa jej przebaczenia. Modliła się za mnie, orędowała za swoim zabójcą. Skazano mnie na trzydzieści lat więzienia. Gdybym nie był tak młody, skazano by mnie na dożywocie (…) Ze skruchą odbywałem swoją karę, pokutowałem za swoją winę. Mała Maria była mi naprawdę orędowniczką. Za jej pomocą dobrze przeżyłem dwadzieścia sześć lat więzienia. A gdy mnie zwolniono, starałem się żyć porządnie wdzięczny, że mnie społeczeństwo znowu przyjęło do swego grona. Kapucyni z Macerata, przyjęli mnie do siebie nie jako sługę, ale jako brata (…) Ci którzy będą czytać ten list, niech z niego zaczerpną tę zbawienną naukę, że trzeba strzec się zła, zawsze szukać dobra, i to już od dzieciństwa.”[1]

 

W jednej z wypowiedzi św. Jan Paweł II tak o niej mówił: „Przed stu laty 6 lipca 1902 roku, zmarła Maria Goretti, śmiertelnie zraniona poprzedniego dnia przez powodowanego ślepą przemocą napastnika. Mój czcigodny poprzednik sługa Boży Pius XII w 1950 roku ogłosił ją świętą, ukazując wszystkim Marię jako wzór odważnej wierności chrześcijańskiemu powołaniu, aż po najwyższą ofiarę z życia. Upamiętniłem tę ważną rocznicę specjalnym przesłaniem, skierowanym do biskupa Albano, w którym podkreślam aktualność przykładu męczennicy czystości; pragnę by coraz lepiej poznawały ją dzieci i młodzież.

 

Św. Maria Goretti jest przykładem dla nowych pokoleń, którym zagraża brak poczucia odpowiedzialności i niezdolność zrozumienia znaczenia wartości, co do których nie wolno nigdy iść na kompromis. Uboga, niewykształcona, niespełna dwunastoletnia Maria, miała silną i dojrzałą osobowość, ukształtowaną przez wychowanie religijne, które otrzymała w rodzinie. Dzięki temu potrafiła nie tylko bronić heroicznie swej osoby i czystości, lecz także przebaczyć swojemu zabójcy. Jej męczeństwo przypomina, że człowieczeństwa nie realizuje się w pogoni za przyjemnościami, lecz idąc przez życie z miłością i odpowiedzialnością. Wiem dobrze, jak bardzo wy, młodzi, jesteście wrażliwi na te ideały. (…) Nie pozwólcie, by kultura posiadania i przyjemności uśpiła wasze sumienia! Bądźcie uważnymi i czujnymi <strażnikami>, abyście się stali autentycznymi twórcami nowej ludzkości.”[2]

 

Modlitwa

Boże, Ty jesteś źródłem niewinności i miłujesz czystość, Ty dałeś swojej służebnicy Marii Goretti łaskę męczeństwa w młodym wieku i nagrodziłeś jej walkę w obronie dziewictwa, za jej wstawiennictwem daj nam stałość w zachowywaniu Twoich przykazań. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa.[3]

 

Życie św. Marii Goretti przedstawione zostało w książce: J. Parc, Niebo nad moczarami, Warszawa 2002.

 

Litania do św. Marii Goretti

Kyrie eleison, Chryste eleison, Kyrie eleison.
Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas.
Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami!
Matko Najczystsza,
Panno Można,
Królowo Męczenników,
Królowo Dziewic,
Święta Mario Goretti, chlubo chrześcijańskich rodziców, módl się za nami!
Święta Mario Goretti, pokorna i oddana w pracy dla innych,
Święta Mario Goretti, umacniana Najświętszym Sakramentem,
Święta Mario Goretti, przepełniona ufnością w opiekę Królowej Nieba,
Święta Mario Goretti, pełna miłości do Różańca Świętego,
Święta Mario Goretti, wzorze obrony przed pokusami,
Święta Mario Goretti, mistrzyni wytrwałości w modlitwie,
Święta Mario Goretti, niewinna i czystego serca,
Święta Mario Goretti, łaskawa i gotowa przebaczyć,
Święta Mario Goretti, Męczenniczko odważna i heroiczna,
Święta Mario Goretti, młoda nauczycielko rodziców,
Święta Mario Goretti, przesławny wzorze młodzieży,
Święta Mario Goretti, potężna orędowniczko przed Obliczem Baranka Bożego,

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam Panie!
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie!
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami!

Módl się za nami Święta Mario Goretti:
Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.

Módlmy się:
Wszechmogący, Wieczny Boże, który wywyższasz słabych i pokornych, by poniżyć pysznych i silnych tego świata, czcimy Twoją Świętą Dziewicę i Męczennicę Marię Goretti. Prosimy Cię, wysłuchaj próśb naszych, które Ona zanosi przed Tron Łaski Twojej. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Syna Twojego, który wraz z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego przez wszystkie wieki wieków. Amen.

 

[1] J. Parc, Niebo nad moczarami, Warszawa 2002, s. 104.

[2] Jan Paweł II, Życie piękne i czyste, Watykan, 7 lipca 2002, w: Dzieła zebrane, Kraków 2009, t. XVI, s. 538.

[3] Mszał Rzymski dla diecezji polskich, Poznań 2010s. 127’.

Antoni Maria Zaccaria urodził się w 1502 roku w Cremonie, w zamożnej rodzinie. Jego rodzicami byli Łazarz i Antonietta. Gdy miał kilka miesięcy, zmarł jego ojciec, matka miała wtedy 18 lat. Wychowywała go samotnie. Przekazywała wiarę, uczyła modlitwy i wrażliwości na ludzką biedę. Po skończeniu miejscowych szkół, w odległej o 200 km Padwie rozpoczął studia medyczne. Gdy wrócił z dyplomem do rodzinnego miasta nie tylko leczył ludzi, ale też katechizował dzieci i młodzież. Wkrótce jego katechez słuchali dorośli.

 

W 1528 roku przyjął święcenia kapłańskie i od samego początku poświęcił się gorliwej pracy duszpasterskiej. Nie było to łatwe w czasie rozszerzania się protestantyzmu. Antoni nie wdawał się w dyskusje, ale wzorował na Ewangelii i działalności św. Pawła Apostoła. Zachęcał, by ludzie w życiu realizowali wymagania zawarte w Ewangelii, zachęcał do modlitwy. On zapoczątkował 40-godzinne nabożeństwo przed Wielkim Postem i zachęcał by o godz. 15 w każdy piątek dzwoniły dzwony w kościołach na pamiątkę śmierci Pana Jezusa.

 

W 1530 roku (dopiero 2 lata był księdzem) założył Zgromadzenie Księży św. Pawła – Barnabitów, główne zadania zgromadzenia to: poświęcenie się Bogu, zreformowanie siebie samych oraz zbawienie bliźnich. Często powtarzał księżom: „Musicie spieszyć się do Boga i do bliźnich”. Założył też Zgromadzenie Sióstr Anielanek św. Pawła, oraz świecką wspólnotę Małżonkowie św. Pawła, która skupiała małżonków pragnących rozwijać swoje życie wewnętrzne i podejmować działalność dobroczynną. Już wtedy w XVI wieku zaproponował odnowę moralną społeczeństwa poprzez odnowę rodzin. To był bardzo nowatorski pomysł jak na tamte czasy. Jego pomysły pracy kapłańskiej nie wszystkim się podobały, miał też wrogów, dwukrotnie był oskarżony, ale ponieważ były to bezpodstawne oskarżenia, został z nich oczyszczony. Ten pomysł uzdrawiania społeczeństwa przez uświęcanie rodzin był szczególnie nowatorski i znajduje pełną realizację dopiero w dzisiejszych czasach.

Antoni nie cieszył się dobrym zdrowiem, mimo to nie oszczędzał się. W czasie podróży dostał silnej gorączki, dowieziono go do Cremony, do matki, zmarł po kilku dniach 5 lipca 1539 roku, w 37 roku życia i 11 roku kapłaństwa. Kanonizował go papież Leon XIII w 1897 roku.

 

 

Imię Tomasz znaczy bliźniak. Był jednym z uczniów Pana Jezusa. Wiemy o tym z Ewangelii i Dziejów Apostolskich. (por. Mt 10, 3; Mk 3, 18; Łk 6, 15; J 11, 16; 20, 24; 21, 2; Dz 1, 13). Pan Jezus dowiedział się o śmierci swojego przyjaciela Łazarza, chciałam iść, ale Apostołowie odradzali mu to, gdyż wiedzieli, że pewne grupy Żydów są Mu nieprzyjazne, obawiali się o życie, o bezpieczeństwo Pana Jezusa, wtedy Tomasz wyraźnie i zdecydowanie powiedział: „Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć” (J 11, 16). Pan Jezus był dla Tomasza tak ważny, że gotowy był z Nim i za Nim iść, nawet na śmierć.

 

Kolejny raz św. Tomasz zabiera głos w czasie Ostatniej Wieczerzy. Pan Jezus przed Ostatnią Wieczerzą wygłasza uroczyste przemówienie do swoich najbliższych uczniów, żegna się z nimi, zapowiada: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie! W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę». Odezwał się do Niego Tomasz: «Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?» Odpowiedział mu Jezus: «Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.” (J 14, 1-4). Tak po ludzku, Pan Jezus mógł być zawiedziony: po 3 latach nauki, wspólnego przebywania razem, Pan Jezus mówi, że idzie do Ojca przygotować każdemu miejsce, a Uczeń mówi: Nie wiemy gdzie idziesz! Pan Jezus nie zniechęcił się tą niewiedzą św. Tomasza, sprowokowany pytaniem, Pan Jezus jasno powiedział o sobie: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.”

 

Trzecie spotkanie św. Tomasza z Panem Jezusem chyba znamy: po Zmartwychwstaniu, gdy uczniowie jeszcze nie wierzyli w Zmartwychwstanie, jeszcze nie wiedzieli co się stało, byli zamknięci przyszedł do nich Pan Jezus, przyszedł mimo drzwi zamkniętych. Uczniowie, którzy byli zamknięci, wystraszeni, ucieszyli się ze spotkania z Panem Jezusem, jednak nie było z nimi Tomasza. Opowiedzieli mu o tym spotkaniu. Nie uwierzył im. Po 8 dniach, Pan Jezus znowu przyszedł do uczniów i sam zaproponował Tomaszowi: włóż palce i całą rękę do moich ran. Wtedy Tomasz wyznał, że Pan Jezus jest Panem i Bogiem, powiedział: „Pan mój i Bóg mój!” (J 20, 19-28).

 

Św. Tomasz był także świadkiem cudownego połowu na Jeziorze Tyberiadzkim. To było po Zmartwychwstaniu. Św. Piotr i kilku jeszcze uczniów wypłynęli na połów, całą noc pracowali i nic nie ułowili. Przeżywali wielkie rozczarowanie, byli doświadczonymi rybakami, a doznali porażki zawodowej. Rano, głodni, na pewno źli, zmęczeni, nie mieli nic do jedzenia. Pan Jezus, którego początkowo nie rozpoznali kazał im zarzucić sieć po prawej stronie łodzi i wypłynąć, może dlatego, że byli tak zawiedzeni nie dyskutowali i byli mocno zdumieni wielkością połowu. (J 21, 1-14).

 

Św. Tomasz wg tradycji głosił Ewangelię na terenie dzisiejszych Indii, dotarł aż tam i tam z tą samą wiarą, z tym samym entuzjazmem opowiadał ludziom o tych i wielu innych spotkaniach z Panem Jezusem, o wszystkich Ewangeliści nie napisali. W Indiach poniósł śmierć męczeńską.

 

 

Święty Tomaszu niewierny
ze mną było inaczej
On sam mnie dotknął
włożył dłonie w grzechu mego rany
bym uwierzył że grzeszę i jestem kochany
Bóg grzechu nie pomniejsza ale go wybaczy
za trudne
i po co tłumaczyć

 

Ks. Jan Twardowski

 

Chciałabym zwrócić uwagę na jedno słowo, które wypowiedział św. Tomasz: gdy zobaczył zmartwychwstałego Pana Jezusa powiedział: „Pan mój”, dopiero potem, na drugim miejscu powiedział: „Bóg mój” (J 20, 28). Co to znaczy „Pan”. Dziś słowo „pan” ma inne znaczenie: mówi się spotkałam jakiegoś pana, jakiś pan coś powiedział, coś zrobił, ale to nie zawsze ma znaczenie dla mnie. W Cesarstwie rzymskim, wtedy, gdy to się działo ludzie dzielili się na wolnych i niewolników:

- każdy niewolnik miał swojego pana, wiedział, kto jest jego panem, miał wytatuowane czy wypalone znamię, znak, który oznajmiał do którego pana należy, min. kolczyk był znakiem rozpoznawczym niewolnika. Pan miał władzę absolutną nad niewolnikiem, był panem jego życia i śmierci. Jeżeli pan był niemiłosierny, życie niewolnika było okrutne, jeszcze cięższy był los dziewcząt i kobiet niewolnic. Pan wymagał absolutnego posłuszeństwa, a za wszelkie uchybienia karał. Czasem rzecz była lepiej traktowana niż niewolnik.

- panem ludzi wolnych był cesarz rzymski, który uważał się za boga. Ustanawiał prawo i wymagał respektowania tego prawa, wymagał by mu oddawano cześć boską. Za nieposłuszeństwo karał. W czasie igrzysk, gdy odbywały się walki gladiatorów cesarz jednym ruchem ręki decydował o życiu czy śmierci pokonanego. (Tak jak powiedziałam, cesarz rzymski uważał się za boga i żądał by mu oddawać cześć boską, min. by do wiecznie palącego się ognia dorzucić trochę kadzidła. To, że wymagał dla siebie czci boskiej było min. przyczyną prześladowania chrześcijan, gdyż chrześcijanie tylko Bogu jedynemu oddawali cześć, nie chcieli oddawać czci boskiej cesarzowi i różnym bóstwom, więc byli karani, wielu, wielu z nich oddało życie za to, że wierzyli w jedynego Boga.)

 

Św. Tomasz, który przez 8 dni nie wierzył Apostołom, że widzieli zmartwychwstałego Pana Jezusa, teraz, gdy Go zobaczył, spontanicznie, szczerze, w porywie serca powiedział: „Pan”, powiedział „Pan” do Jezusa, uznał Go za PANA swojego życia. Za swojego Pana uznał Jezusa, który we Wielki Czwartek umywał mu nogi. Zanim Pan Jezus zasiadł z Apostołami do wieczerzy zdjął wierzchnie szaty, uklęknął, schylił się i umywał nogi. W Ewangelii jest opisana reakcja św. Piotra: Piotr zaczął protestować: Panie nigdy nie będziesz mi nóg umywał. (por. J 13, 1-8). Św. Piotr był prostym człowiekiem, ale wiedział, że w bogatych domach byli specjalni niewolnicy, którzy w osobnym pomieszczeniu myli nogi gościom. Gdy przychodził ktoś z dalsza, z podróży, to był spocony, okurzony, do kultury, do gościnności należało umycie nóg gościowi, ale robił to nie pan domu, tylko niewolnik. Dopiero po takim odświeżeniu siadano do stołu. Dlatego św. Piotr nie mógł zrozumieć tego, że Pan Jezus robił to co niewolnik, to nie mieściło się w jego głowie. (Swoje zdziwienie wyraził św. Piotr, ale prawdopodobnie tak samo myśleli inni Apostołowie.) Jezus Chrystus był Panem, który służył: Bóg służył człowiekowi: służył gdy uzdrawiał chorych, wskrzeszał umarłych, karmił głodnych, a przy Ostatniej Wieczerzy umywał nogi uczniom – Tomaszowi też. Teraz, po 8 dniach po Zmartwychwstaniu Tomasz gdy widzi Jezusa spontanicznie, z radością, ale też z całą stanowczością wyznał: Jezu Ty jesteś moim Panem, za tobą chcę iść, skoro Ty mnie służyłeś, ja Tobie też chcę służyć. I poszedł, tak jak powiedziałam, poszedł aż do Indii i tam głosił naukę Pana Jezusa, opowiadał o Jego miłości, a naukę którą głosił potwierdził, przypieczętował swoją śmiercią męczeńską.

 

Św. Tomasz wyraźnie, zdecydowanie wyznał, że Jego Panem jest Jezus Chrystus, a kto jest moim panem, komu ja służę?

Błogosławiony Pier Giorgio Frassati urodził się we Wielką Sobotę 6 kwietnia 1901 roku w Turynie w rodzinie Alfreda Frassatiego – senatora, założyciela i redaktora naczelnego liberalnego dziennika „La Stampa”, ateisty i Adeli – malarki. Matka była katoliczką, ale tylko formalnie spełniała praktyki religijne. Miał młodszą o rok siostrę. Z domu wyniósł zamiłowanie do dyscypliny i porządku. Uczył się w państwowym Gimnazjum Turynie, a potem w szkole prowadzonej przez Księży Jezuitów. Naukę kontynuował w na wydziale inżynierii górniczej Politechniki Królewskiej w Turynie, by „wśród górników lepiej służyć Chrystusowi”. Gdy miał 19 lat, ojciec został mianowany ambasadorem w Berlinie, tam przeniosła się rodzina na pewien czas i miał możliwość poznania i współpracy ze studentami niemieckimi.

 

Już jako młody chłopak pomagał innym: troszczył się o ubogich, poświęcał czas cierpiącym, odwiedzał ich, rozmawiał. Nigdy nie odstraszały go choroby, nie myślał o tym, ze może się zarazić. Uważał, że pomagając chorym, starym ludziom robi to, czego od niego wymaga wiara. Wstąpił do III Zakonu Dominikańskiego. Chciał pozostać człowiekiem świeckim, miał tego jasną świadomość: pragnął świętości, ale w świecie, napisał: „Ze względu na wszystko, do czego mnie wzywa moje powołanie, powinienem zostać człowiekiem świeckim.” Był towarzyski, miał cechy lidera, przywódcy, lubił sport, jeździł konno, pływał, ale najbardziej fascynowały go góry.

 

Kochał góry, wycieczki w góry traktował jako wytchnienie od pracy i nauki oraz okazję do odczuwania jedności ze Stwórcą. W górach podziwiał ich piękno i odkrywał i zachwycał się majestatem Stwórcy. Wycieczki organizował tak, że na najpierw planował Mszę św. Umiał zrezygnować z wyprawy, gdyby nie mógł być na niedzielnej Mszy św. Na wycieczki zabierał innych, by kierując się nieustannie „ku górze”, wzmacniali nie tylko swoje mięśnie, ale i ducha. W maju 1924 roku założył „Towarzystwo Typów spod Ciemnej Gwiazdy”, do którego należeli studenci pragnący pogłębić swoją wiarę i ducha modlitwy. Mieli konkretny program: „Życie bez Wiary, bez dziedzictwa, którego się broni, bez podtrzymywania Prawdy w nieustannej walce, to jest nie życie, lecz wegetacja. My nigdy nie powinniśmy wegetować, lecz żyć!”r

 

Jego duchowość kształtowały: codzienne przystępowanie do komunii św., częsta – także nocna – adoracja Najświętszego Sakramentu, słowo Boże (szczególnie listy św. Pawła Apostoła, Ewangelie, a jego ulubionym fragmentem było Kazanie na górze.). Czytał też różne książki napisane przez świętych, a także dokumenty napisane przez papieży. Kochał Matkę Boża, z miłości do niej pielgrzymował do jej sanktuarium w Oropie w górach, modlitwę różańcową nazywał swoim testamentem. Mówił: „W modlitwie dusza wznosi się ponad smutki życia”.

 

Kończył studia, miał plany na przyszłość, w czasie przygotowań do ostatniego egzaminu na Politechnice, (nie zdążył zdać tego egzaminu) prawdopodobnie podczas swej pracy wśród chorych, zaraził się chorobą Heinego-Medina, na którą wtedy nie było jeszcze lekarstwa, choroba postępowała w szybkim tempie, niemal do końca niezauważona przez jego bliskich. Frassati umierał sześć dni w samotności ponieważ przyjaciele wyjechali, a rodzina zajęta była chorobą i odchodzeniem babci staruszki. W dniu pogrzebu babci w domu została jego matka, gdyż z powodu zmęczenia nie uczestniczyła w pogrzebie babci. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że jej syn odchodzi. Wysiłki lekarzy nie przyniosły żadnego skutku. Kapłan udzielił mu sakramentów świętych. Ostatnie słowa jakie wyszeptał, to były: „O Panie, przebacz mi”. Bardzo cierpiał, ale się nie skarżył. Zmarł w sobotę 4 lipca 1925 roku, miał 24 lata. W pogrzebie uczestniczyły tłumy ludzi. Żegnany był serdecznie i uroczyście w rodzinnym Turynie. Chcąc oddać mu hołd, na jego pogrzeb przybyli także ci, którzy nie znali go osobiście, a słyszeli o jego wierze, miłosierdziu i działalności dobroczynnej.

 

Rodzina dopiero wtedy odkryła ze zdumieniem wielkość swojego syna, nie wiedzieli co robił dla chorych, on się tym nie chwalił. On nie uważał, że robi coś wielkiego, nadzwyczajnego, był studentem jak wielu kolegów, chodził po górach utartymi szlakami, uprawiał wspinaczkę alpejską, innych do tego zachęcał, palił fajkę, papierosy, lubił wino i bardzo konkretnie realizował w życiu naukę Pana Jezusa zawartą w Kazaniu na górze:

 

„Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie.” (Mt 5, 3-12)

           

Światło Boże zawarte w tych słowach, rozważał w czasie modlitwy, medytacji na górskich szlakach, a potem realizował w rodzinnym domu, wśród kolegów a przede wszystkim wśród ubogich, chorych, opuszczonych. Jest patronem młodzieży, studentów i tych, którzy kochają góry.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

2 lipca wspominamy św. Bonifacego, męczennika.

 

Zanim powiemy o św. Bonifacym, wyjaśnimy słowo diakon.

 

Pan Jezus ustanowił 7 sakramentów: chrzest, bierzmowanie Eucharystię, pokutę, namaszczenie chorych, sakrament święceń, małżeństwo. (por. Katechizm Kościoła katolickiego, dalej KKK, 1210). Może ktoś zwrócił uwagę, że powinno być: kapłaństwo. Tak mówi się popularne, ale prawidłowo powinno się mówić sakrament święceń.

 

„Sakrament święceń jest sakramentem, dzięki któremu posłanie, powierzone przez Chrystusa Apostołom, nadal jest spełniane w Kościele aż do końca czasów. Jest to więc sakrament posługi apostolskiej. Obejmuje on trzy stopnie: episkopat, prezbiterat i diakonat.” (KKK 1536) Ten sakrament, jak żaden inny obejmuje 3 stopnie, ma 3 stopnie: najwyższy stopień to episkopat, czyli po polsku – biskup, prezbiterat, czyli po polsku – kapłan i diakonat – po polsku też się mówi diakon.

- Biskup posiada pełnię tego sakramentu (por. KKK 1557).

- "Kapłani, choć nie posiadają szczytu kapłaństwa i w wykonywaniu swojej władzy zależni są od biskupów, związani są jednak z nimi godnością kapłańską i na mocy sakramentu kapłaństwa, na podobieństwo Chrystusa, najwyższego i wiecznego Kapłana, wyświęcani są, aby głosić Ewangelię, być pasterzami wiernych i celebrować kult Boży jako prawdziwi kapłani Nowego Testamentu" (KKK 1564).

- Diakoni, "umocnieni... łaską sakramentalną, w posłudze liturgii, słowa i miłości, służą Ludowi Bożemu w łączności z biskupem i jego kapłanami". (KKK 1588). Diakon ma pomagać biskupowi i kapłanowi. Diakon ma władzę głoszenia Słowa Bożego, może spełniać pewne posługi w czasie liturgii i przede wszystkim ma służyć, pomagać ludziom, zwłaszcza potrzebującym. Słowo diakonia (gr) znaczy służba.

 

Bonifacy był diakonem w Kościele w Kartaginie, w północnej Afryce. W 484 roku w czasie prześladowań prowadzonych przez Huneryka - ariańskiego króla Wandalów został pojmany Bonifacy – diakon z Kartaginy. Król nie był przychylny chrześcijanom: zamykał kościoły, nie pozwalał obsadzać wakujących urzędów kościelnych, skazywał biskupów i kapłanów na przymusowe roboty. Bonifacy został aresztowany razem z Libertem – opatem, Serwusem i Rustykiem – diakonami, Rogatem i Septymem – mnichami i młodym Maksymilianem, zostali pojmani i poddani strasznym torturom. Byli paleni żywcem, bici maczugami, po głowie byli bici kijami, za to, że wiernie wyznawali wiarę chrześcijańską. Bonifacy śmierć męczeńską wraz ze swoimi Towarzyszami poniósł w 484 roku.

POLECAMY

  SP Pallotti w Lublinie     Przemiana.pl